Stało się! Z dniem 22 lutego 2025 r. podjęłam decyzję o rezygnacji z udziału w półmaratonie w marcu. Jak do tego doszło? Przeczytaj moją historię. Ale zanim dowiesz się o powodach decyzji, zapoznaj się z przebiegiem regularnych przygotowań, które trwały kolejne pełne cztery tygodnie.
notatki z zeszytu biegowego na trzy tygodnie
TYDZIEŃ PIĄTY (27 stycznia – 2 lutego)
Przez cały tydzień towarzyszyła mi całkiem dobra pogoda, słoneczne dni, temperatura komfortowa do tego stopnia, że testowałam swój startowy outfit na lekko. Wyniki poprawne. Na cały tydzień przypadało 6 dni biegowych oraz 1 dzień przerwy. Biegi w okolicy czasu 50 minut na trening, w tym jednostajne dłuższe wybiegania, jak i co drugi dzień sprinty z krótszymi zmiennymi prędkościami. Samopoczucie świetne. Przecież jest słonecznie, zimowa pogoda typowo wiosenna, więc korzystałam z niej w pełni. Bieg w promieniach zachodzącego słońca – wspaniałe doznanie nie tylko dla ciała.
TYDZIEŃ SZÓSTY (3 – 9 lutego)
Nareszcie dopadło mnie znużenie. Ucieszyłam się, naprawdę! To właściwa oznaka procesu jakim są przygotowania do półmaratonu, czy każdej innej wymagającej czynności lub aktywności, więc wyczekiwałam na nie. Monotonia harmonogramu, biegowa rutyna zaczęła mnie nieco nudzić, a może momentami nawet wprowadzać rozdrażnienie? Prawdopodobnie powodem tego było, że do startu jeszcze „drugie tyle” czasu i przygotowań. Co nowego pod słońcem? Niemal codzienne biegi, kąpiel, obiad, praca i sen. I tak na okrągło, aż do marca. Może ciekawsze będzie zacytowanie moich przemyśleń z zeszytu tuż po wykonaniu podsumowania tygodnia zgodnie z metodą „12 tygodniowy rok”:
Widzę, że wkrada się znużenie, monotonia treningów, krótki dystans trasy na jakiej ćwiczę. Dochodzi odczuwalne napięcie w stopie, gdzie było złamanie. Wątpliwość, czy 21 km to dobry dla mnie dystans? Czy to tylko jednorazowa aktywność? Wygrywa moje podążanie za planem – nie negocjuję, wiem, że muszę wykonać trening, więc go realizuję. Plan działa. Cieszę się, że jestem w nim wytrwała. Muszę go wdrożyć w innych dziedzinach od kwietnia, by osiągnąć efekty. Muszę popracować nad prędkością.
TYDZIEŃ SIÓDMY (10 – 16 lutego)
Cel na ten tydzień – start testowy na 10 km oraz konferencja 13 lutego. A zatem …
Start testowy zakończyłam wynikiem 64 minuty, 9 sekund. Fantastyczne samopoczucie podczas startu, biegłam na 85% swoich możliwości, bez przeciążeń, na spokojnie, ale w tempie wysiłku. Byłam (i nadal jestem!) super zadowolona z tego osiągnięcia! Fajny, bardzo przyjemny bieg, uczucie radości z możliwości biegania.
Kolejna część tygodnia to zaplanowany urlop od treningów w wyniku intensywnych przygotowań do konferencji „Zdążyć, zanim …” . Konferencja kończy się pełnym sukcesem. Podsumowanie znajdziesz tutaj: https://intuitive.com.pl/2025/02/14/konferencja-zdazyc-zanim-podsumowanie-wydarzenia/
Bieg na zamknięcie tygodnia w niedzielę – test na czas 80 minut. I tylko 11 km! Tutaj znów zdziwienie, że tak słabo mi poszło, podczas gdy w poniedziałek było tak dobrze … Śnieg na nawierzchni, przenikające zimno, mroźne powietrze, które zatykało mi płuca … Koszmarny dzień. Jeszcze tylko wiatru ze zmrożonym śniegiem z nieba brakowało …
notatki z zeszytu biegowego na ostatni tydzień
TYDZIEŃ ÓSMY (17 – 23 lutego)
Cel na ten tydzień: rozciąganie. Cisnę, ile mogę. Idzie mi w sumie dobrze. Jestem zadowolona, bo statystyki biegów ukazują stale postępujący rozwój moich umiejętności i prędkości. Luty jest wyraźnie dla mnie wysiłkowym miesiącem. Nie odpuszczam. Pilnuję harmonogramu. Robię sobie tylko przerwę w poniedziałek, bo mam wrażenie, że … „coś mnie bierze”.
Wtorek – nadal mam złe samopoczucie, jednak trzeba iść na trening. W okolicach godz. 6 rano gdzieś na południowych rubieżach województwa padł rekord niskiej temperatury notowanej w Polsce – 41,13 stopni C – dokładnie w Litworowym Kotle. Zmroziło powietrze, które dotarło nawet do nas. Wynik biegowy – 8 km w 64 minuty … Sromotna klęska wydolności oddechowej.
Środa – Czwartek – Piątek – totalny rozkład. Co na to mój notatnik?
Waham się, czy startować. Kilka dni walczę z przeziębieniem, ale narazie nie ma efektów, tylko nieustanny ból gardła, kaszel i katar. Podsumowanie – w tym tygodniu odbyłam tylko jeden trening. Waham się i zastanawiam nad sensem startu.
Sprawdziłam długoterminową prognozę pogody. W dniu startu przewidywane są opady śniegu z deszczem. Nie biorę jej jako ostatecznego wyznacznika, niemniej, czuję, że czas ostatecznej decyzji jest blisko.
Nocne boje z kaszlem, sen długości kilkudziesięciu minut przerywanych przyjmowaniem lekarstw wpływa na moją poranną decyzję. 22 lutego decyduję o rezygnacji ze startu w półmaratonie żywieckim. Pogoda poza oknami przygnębiająca. Niby świeci słońce, ale mroźne powietrze utrudnia sportową aktywność. Nie widzę sensu w podsycaniu nadziei, że wystartuję w biegu.
co tak naprawdę się wydarzyło?
Zobacz moją analizę tego, jak kończą się moje obecne przygotowania do półmaratonu. Jeszcze tydzień temu byłam mentalnie na mecie, a dzisiaj piszę artykuł o mojej rezygnacji. Czy to normalne?
Te kilka dni w słabszej formie pozwoliły mi się trochę uspokoić biegowo i nabrać dystansu wobec tego wyzwania. Fakt mojej choroby, rozpatruję następująco.
- przygotowania do półmaratonu zbiegły się z super ważnymi przygotowaniami do organizacji konferencji i premiery mojej debiutanckiej książki (pamiętasz? „Zdążyć, zanim …„),
- emocjonalne przygotowanie do dwóch wymagających skupienia wydarzeń,
- koncentracja na modelu „12 tygodniowy rok” który chciałam zaprezentować w maksymalnym zaangażowaniu,
- zmiana stylu prowadzenia treningów – niemal 60 % mojej dziennej pracy uzależnione było od powodzenia wykonania treningu biegowego i pod niego ustawiałam pozostałe czynności,
- niedoszacowanie tematu dbałości o ochronę twarzy podczas biegu w złych warunkach – powinnam lepiej wyćwiczyć pracę oddychania przez nos podczas wysiłku,
- wystartowałam hurraoptymistycznie z moim planem przygotowań do półmaratonu w sezonie zimowym … weszłam w intensywność biegową w najgorszym momencie. I to mnie finalnie pokonało.
Do tego jeszcze napięcie związane z poczuciem odpowiedzialności – muszę pokazać moim kursantom, że metoda „12 tygodniowy rok” działa! Bo przecież obiecałam …
Owszem, obiecałam. Ale popełniłam błąd – i bardzo się dzisiaj cieszę z tego, że możecie to zobaczyć na własne oczy. Był to błąd pod tytułem: blok rezerwowy (w materiałach źródłowych: blok buforowy).
czyli, dokładnie o co chodzi?
Przypomnę Ci, metoda „12 tygodniowy rok” składa się z trzech bloków działania:
- strategicznego (czyli precyzyjnego harmonogramu działania),
- zapewniającego odmianę (czyli momentów, kiedy odwracasz uwagę od głównego planu w celu odświeżenia swojego zaangażowania w plan),
- rezerwowego (in. buforowego; czyli momentów zadedykowanych na nieprzewidziane sytuacje).
I tutaj właśnie to miało miejsce! Pełny focus poszedł u mnie na blok strategiczny. Był on realizowany z wielkim zaangażowaniem, koncentracją, jak i radością, bo miałam poczucie, że metoda działa i widzę jej efekty. Blog zapewniający odmianę? Zabrzmi dziwnie, ale … były to obowiązki zawodowe. Natomiast blog rezerwowy całkowicie zbagatelizowałam. Uznałam, że nic takiego się nie wydarzy, co mogłoby mnie odciągnąć od realizacji planu.
Organizm jednak zdecydował. Z nim nie mogę negocjować. Żyjemy razem tyle lat, że wiem, że lepszą decyzją będzie mu zaufać, niż robić coś wbrew jego możliwościom.
jak więc kończy się opowieść pt. przygotowania do półmaratonu?
Chcę potwierdzić, że mimo rezygnacji z wyznaczonego celu, uważam, że sam plan „12 tygodniowy rok” zadziałał świetnie i warto go wziąć pod uwagę przygotowując się do tak intensywnych startów w zawodach. Z pewnością będę z niego korzystać przygotowując się do startu … w innym półmaratonie.
Narazie, czekają mnie starty w mniej wymagających dystansach, na 3 km, 5 km. Biegam amatorsko, dla przyjemności, więc póki co, intensywność i skuteczność tej metody przenoszę na inne pole. Tym razem będę wprowadzać model w obszar inicjatywy biznesowej, jaką podejmę już od początku marca.
A co z emocjami? Czy nie jest mi po prostu żal, że nie wystartuję? Nie rozpatruję tego w ten sposób. Dostrzegam plusy w postaci koniecznej regeneracji organizmu po bardzo intensywnym czasie wysiłku fizycznego (przygotowania do półmaratonu) i intelektualnego (współorganizacja konferencji i premiera mojej książki). Fakt, że obydwa wydarzenia zbiegły się w czasie nie był przypadkowy. Sądziłam, że dwa bardzo ważne cele można osiągnąć równocześnie. Nadal tak uważam. Jednak, do sukcesów także trzeba się przygotować.
I mimo wszystko …, uważam, że odniosłam w lutym dwa sukcesy. Jeden zgodny z planem. Drugi … trochę inaczej, niż zakładałam. Byłam wierna swoim postanowieniom do końca. Czyż to nie jest warte docenienia?
Zainspirował Cię ten artykuł? Daj znać, co o tym myślisz. A może również masz w swoim doświadczeniu wydarzenia, w jakich z przyczyn zdrowotnych jednak nie wzięłaś / wziąłeś udziału? Co to było?